Wnuk gen. Władysława Andersa – syn Anny Marii Anders i pułkownika USArmy Roberta Costy, który po ojcu ma pierwsze imię Robert, a po dziadku Władysław w dniu 26 sierpnia 2016 r. podczas oficjalnej uroczystości w Forcie Benning w stanie Georgia stał się po 61 dniach kursu formalnie absolwentem tej elitarnej szkoły.
Robert Władysław, kontynuuje wojskowe tradycje rodziny Andersów, bo poza ojcem i dziadkiem w armii służyli także bracia gen. Andersa: Tadeusz, Karol i Jerzy.
Rangers, których mottem są słowa “Rangers Lead The Way!” to najlepsza formacja lekkiej piechoty USArmy wyspecjalizowana w operacjach w trudnym terenie w dowolnym miejscu świata. Współcześnie jej trzon bojowy tworzą trzy bataliony wchodzące w skład 75 Pułku Ranger.
* * *
Gen. Roman Polko, który w ramach wojskowego wsparcia naszej armii przez USa również ukończył szkolenie Rangers’ów w 1997 r. tak wspomina ten czas:
“62 dni katorgi. Dwie godziny snu na dobę, raz dziennie skromny posiłek i skrajne wycieńczenie fizyczne i psychiczne. A do tego ekstremalne warunki: góry, woda, dżungla…. Nie wierzyłem, że sam się w to wpakowałem… Bo Rangerem trzeba przede wszystkim chcieć zostać. Nikt nikogo na siłe nie zapisze na kurs.”
“Rap week – szeć dni sprawdzianów odporności fizycznej i psychicznej. Na dobry początek trzeba wykonac bezpośrednio po sobie następujące testy: 52 prawidłowe pompki (2 min.), 62 skrętoskłony (2 min.), przebiegnięcie 2 mil (poniżej 14’50”), przepłynięcie 15 m z bronia i oporządzeniem, skok z trzymetrowej wieży z zakrytymi oczami (w mundurze i oporządzeniu), po czym juz pod woda trzeba uwolnić się od oporządzenia. Jak by tego było mało, podczas wszystkich ćwiczeń instruktorzy torturują psychicznie kandydatów na kursantów. Nie przebierają w słowach. Gorzej działają tortury fizyczne. Na przykłąd sierżant liczący mi pompki zaciął sięna 51, 51, 51… i po upływie dwóch minut łaskawie dał mi jeszcze jedna szansę na powtórzenie testu. W sumie musiałem zrobić grubo ponad sto pompek. To był zaledwie pierwszy dzień.” Potem przychodzą kolejne fazy: zespołowego działania, etap górski, trzy tygodnie na morzu w bagnach i rzekach (waterborne operations), itd.
“Przed kursem dostałem sześć kompletów mundurów. Świetnie skrojonych, jakby na mnie szytych. Po pierwszym tygodniu prób zostania Rangerem w jeden taki mundur mogli wejść dwaj Polko. Mam 166 cm wzrostu i ważę 71 kg. Po siedmiu dniach zrzuciłem 12 kilogramów. Byłem przerażony… przez 14 dni pierwszej fazy chodziłem w spadających portkach…”
“Mała szmatka, dwadzieścia par skarpet, golarka z oddzielnym ostrzem na każdy dzień i szczoteczka do zębów – tpo jedyne “urządzania” higieniczne na wyposażeniu kursanta. Inne to niepotrzebny balast…
Plecak ważył 30 kilogramów… Na kursie Rangers nikt nie może nosić broni na pasku. Trzeba trzymac ja w rękach i cały czas być gotowym do oddania strzału. Kiedy miałem M16… to nie było problemów. Natomiast gdy dostałem “świnię” czyli M60 – było o wiele gorzej. To strasznie ciężkie bydlę. Dostałem ją akurat wtedy, kiedy miałem lekka kontuzję. Ale z tą “świną” to już wyglądałem jak kaleka – wręcz się słaniałem. Oczywiście nikt mi nie pomógł. Nie było zmiłuj się. Gdyby nie to, że przez cały czas nosiłem rękawiczki z moich rąk nic by nie zostało.”
Kurs “to bardzo kosztowne przedsięwzięcie. jego realizacja wymaga odpowiedniej infrastruktury – w górach, na pustyni, na bagnach Florydy i w terenie przypominającym kolumbijska dżunglę. Większość misji realizowana jest w nocy przy wsparciu środków lotniczych. Do tego dochodza inne koszt, które trudno wyliczać. Ale są i oszczędności – życia ludzkiego podczas oczywistych działań.”
W swoich wspomnienach gen. Polko moment ukończenia kursu opisuje tak:
“Duma rozpiera, łechce, dodaje skrzydeł. Wreszcie koniec. Kilka godzin na doprowadzenie się do porządku i uroczyste zakończenie kursu – promocja na Rangera. Ale nie można sobie pofolgować. Jeden z kursantów spóźnił się na promocję i został usunięty. Nie zaliczył. Nie wstąpił w szeregi elity… Ukończenie kursu jest powodem do nieukrywanej dumy. Wielogwiazdkowiwojenni generałowie wymieniaja fakt ukończenia kursu na czołowych miejscach w swoich życiorysach. Wielkorotnie spotykałem się z dowodami uznania. Na przykład w Bośni podczas ćwiczeń… gen Clark zobaczył na moim ramieniu złote litery RANGER – zatrzymał się i zaczęliśmy rozmawiać na temat moich wrażeń z kursu. Podzielił się ze mną własnymi wspomnieniami… Rangersi w najtrudniejszych sytuacjach przejmowali inicjatywę w działaniu…”