

Niezwykłym punktem programu była projekcja niedawno odnalezionego i po raz pierwszy prezentowanego publicznie archiwalnego filmu dokumentalnego „Polish Parade” z 1943 r., w reżyserii Michała Waszyńskiego, opowiadającego o artystach, którzy przeszli szlak bojowy z Armią Generała Andersa, który zawierał kilka piosenek wykonywanych w całości m.in. przez Renatę Bogdańska oraz kilka doskonałych skeczów w wykonaniu artystów „Polish Parade”.
Ostatnim punktem wieczoru był panel dyskusyjny z udziałem ekspertów: Anny Kuligowskiej-Korzeniowskiej (przypomniała spotkanie, zorganizowane w 1992 r. na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu, z udziałem kilkudziesięciu artystów, występujących w teatrach żołnierskich w czasie wojny, i tuż po niej), Anny Mieszkowskiej i Michała Pieńkowskiego. „To było spotkanie niebywałe – artystów dramatycznych i sporej grupy artystów kabaretowo-rewiowych; po tej drugiej stronie siedziała m.in. Irena Andersowa, i inni członkowie zespołów estradowych. Moją uwagę zwróciło to, że na tej sali toczyła się wojna o wartości, o to, kto ma prawo do pierwszeństwa w podtrzymaniu i przypominaniu teatrów emigracyjnych” – podkreśliła Kuligowska-Korzeniewska. Jak dodała Anna Mieszkowska, zachowany w archiwach film „jest tym cenniejszy, że zatrzymał dla nas, pokoleń, które tych czasów nie pamiętają, ludzi, których już nie ma. Ma nieprawdopodobną siłę wyrazu przez to, że pokazuje aktorów prawie niemówiących” .Jak wspomniała Mieszkowska, udało jej się osobiście poznać kilku artystów tamtego okresu, m.in. Gwidona Boruckiego. „Byłam w Londynie na dwóch jego koncertach. Takiego wzruszenia, jakie przeżyłam wtedy, gdy śpiewał „Czerwone maki” nie jestem w stanie sobie przypomnieć. To było coś nieprawdopodobnego – temperatura nastroju wzrastała z każdą jego opowieścią”.
Gościem Honorowym panelu była min. Anna Maria Anders, która podzieliła się garścią refleksji własnych wspomnień z domu rodzinnego w Londynie: „Kiedy ludzie mnie pytają, jak było w Anglii po wojnie, zawsze mówię o tej „małej Polsce”, którą Polacy wtedy stworzyli. Ten teatr był ich ogromnym szczęściem. Ja tych wszystkich ludzi znałam, kiedy mieszkałam w Londynie, a te piosenki były piosenkami mojej mamy, więc ciężko mi słuchać ich bez wzruszenia” .